wtorek, 3 maja 2011

Czwarty był epizod z psem...

Minęło sporo czasu. Poznałem dziewczynę mojego życia. Przyjęła moje oświadczyny.
Urodziła nam się córka. Zmieniliśmy mieszkanie. Ja zmieniłem pracę.
I kiedy któregoś deszczowego dnia dotarłem do pracy panowało tam wielkie poruszenie.
Wszyscy chodzili, szeptali o czymś rozprawiali.
Zaprowadzili mnie do jednego z pokoi i pokazali leżącą na podłodze kupkę ręczników.
Obok na taborecie leżały drugośniadaniowe kanapki.
Kiedy przykucnąłem aby zobaczyć co kryje się pod ręcznikami, rozchyliły się i zobaczyłem
głowę psa. I piękne przerażone oczy.
Przez cały dzień wszyscy się nim zajmowali. Wszyscy chcieli aby to ich śniadanie zjadł
pies.
Pies przyplątał się do kolegi idącego do pracy. I tak pojawił się w naszym biurze.

Ponieważ mieliśmy ruchomy czas pracy tzn. , że każdy mógł przychodzić o dowolnej porze w przedziale dwóch godzin. Oczywiście można było wychodzić po przepracowaniu
ośmiu godzin. Praca była akordowa i ani się nie obejrzałem jak zostało nas w pracy
tylko trzech bo tego dnia później zaczynaliśmy.
I powstał problem co zrobić z psem bo wszyscy opiekunowie czym prędzej wynieśli się do domu. Koledzy dojeżdżali z daleka i nie mogli go zabrać. I tak znowu padło na mnie.

W międzyczasie piesek się oswoił i był bardzo ruchliwy.
Nieduży foksterier biało brązowy. Nie można go było zostawić samego na noc w firmie.

Tak więc w domu zjawiłem się z psem. Dla niego to był kolejny stres związany z nowym miejscem i nowymi ludźmi.

Po pierwszym oswojeniu się z nowym przybyszem córka mocno nachyliła się nad nim
chcąc go pogłaskać. Pies kłapnął zębami i skaleczył ją w nos. Mocno krwawiła.
Szybko jechaliśmy na pogotowie. Nosek został zaklejony. Obeszło się bez szycia.

Później z psem jechałem do weterynarza w celu zbadania go. Groziły dziecku zastrzyki
przeciw wściekliźnie. Po rozmowie weterynarz zaproponował pozostawienie psa w lecznicy i obiecał znaleźć mu nowy dom. Nie wiadomo czy przyczyną był strach czy pies
nie lubił dzieci.
Na szczęście piesek był zdrowy.

Teraz wiem, że pies nie chciał ugryźć tylko ostrzec przez kłapnięcie zębami w powietrzu.
Byli jednak zbyt blisko siebie i nastąpiło zderzenie kła z noskiem.

Z żalem rozstaliśmy się z czwartym psem. Naprawdę był ładny.

1 komentarz:

  1. No ale jest po nim na zawsze pamiątka na nosie mojej ulubionej siostry :-)

    OdpowiedzUsuń