niedziela, 10 kwietnia 2011

Mały biały pies (2)

            Rodzice orzekli: psa trzeba oddać !
A dokładniej, że to ja mam psa oddać.
Nie pomogły tłumaczenia, że ja takiego psa nie chciałem. Mam oddać i już !
Oświadczono mi to spokojnie acz stanowczo. I to świadczyło
o nieodwołalności decyzji.
            Minęło jeszcze parę dni bez awantur o psie kupy. Wybranie imienia przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Atmosfera była napięta.
            Z grupą innych dzieciaków lubiliśmy chodzić do portierni pobliskiego zakładu na rozmowy z portierami. Panowie nudzili się i chętnie z nami rozmawiali, opowiadali o swoich dzieciach, gdzie mieszkają i o zwierzętach gospodarskich. Dojeżdżali do pracy z okolicznych miejscowości.
Jednego dnia zawołano mnie i Pan, który akurat miał dyżur zaproponował mi transakcję.
Podobał mu się mój bezimienny pies.
Zaproponował odkupienie psa za 30,- zł.
Rodzice bez wahania zgodzili się. Ja jednak po przemyśleniu całej sprawy nie zgodziłem się. Następnego dnia ten Pan pomimo, że nie miał dyżuru przyjechał ze swoimi dziećmi. Moimi rówieśnikami. Wszyscy obiecali się nim opiekować, a zamiast pieniędzy zaproponował mi pięcio ostrzowy scyzoryk. Piękny, błyszczący.


Miałem go przez 10 lat.
Zginął mi w niewyjaśnionych okolicznościach.
Pogodziłem się z tym, że psa nie będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz