Zacząłem przyzwyczajać się do myśli, że psa będę mógł mieć w dorosłym życiu, gdy sam go sobie kupię i zapewnię mu opiekę.
Mijały dni i miesiące. Za sprawą naszej Pani od biologii chodziłem do Młodzieżowego Domu Kultury, do pracowni przyrodniczo - biologicznej. Opiekowaliśmy się różnymi żyjątkami. Brałem udział w liczeniu ptaków, a pod mikroskopem oglądałem wszystko co się do tego nadawało.
Minął rok, a może półtora ? Było upalne lato.
Od rana czuło się duchotę upalnego dnia.
Niebo było niebieściutkie bez najmniejszego obłoczka. Nie szedłem do szkoły
( może to była niedziela ? ).
Po wypiciu kawy zbożowej, którą mama gotowała na cały dzień. Wyszedłem na dwór. Kawę zbożową do kubeczków nalewaliśmy chochlą z dużego gara stojącego na taborecie.
Przed domem siedział pies ! czarny, podpalany, średniej wielkości.
To był CZAREK. Na mój widok odtańczył taniec radości.
Skąd on się tu wziął ?
Na drugim końcu miasta ?
Był spragniony i głodny. Nie odstępował mnie na krok. Ja też się cieszyłem.
Widać było, że nie jest już młodym psem. Morda posiwiała, ale oczy błyskały iskierkami zadowolenia.
Witam serdecznie. Od samego początku zaglądam na Dogobzika i nareszcie mogę komentować :))
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy ciąg opowieści o Twoich psach. :))
Pozdrawiam serdecznie.
Właścicielka trzech futer oraz owczarki niemieckiej :))